Jak ten czas szybko biegnie.
Dopiero co z Anią i Oskarem hasaliśmy po łąkach mokrych od porannej rosy. Było to prawie rok przed ich ślubem.
Teraz jesteśmy już ponad rok po ich ślubie.
Do tej pory pamiętam unoszący się wokół Bazyliki zapach kwitnących kasztanów.
A jak to wszystko wyglądało?
Spotkaliśmy się w Hotelu Lwów w Chełmie. To tu niespiesznie zaczęli przygotowania do swojego ślubu. W międzyczasie operator kamery, Rafał, pomagał prasować welon. Oskar przypominał sobie układ taneczny, a Ania spokojnie i z uśmiechem wszystko kontrolowała. Następnie ostatnie szlify fryzury i możemy ruszać z ubieraniem.
Fajnie fotografować przygotowania. Zawsze tak dużo się dzieje. Rodzina pomaga i próbuje ukryć łzy wzruszenia. Każdy o czymś sobie przypomina. Wszyscy biegają, bo chcą być gotowi na tą wyjątkową ceremonię.
Zapinamy ostatnie guziki i czas na pierwsze spotkanie w ślubnej sukni i garniturze. Te spojrzenia, ta radość i nierzadko łzy. Te małe elementy układają się w całość i budują wzniosłość tego dnia.
I nadszedł czas ślubu.
Ania i Oskar z wielkim spokojem ustawili się w kościelnym przedsionku. Jeszcze chwila i z zakrystii przyjdzie Ksiądz, powita ich i zaprosi pod ołtarz. Oczy oraz obiektywy wszystkich osób w kościele będą zwrócone na nich. Oni jednak nie czują tremy. Wiedzą czego chcą. Chcą być razem do końca życia. Już nic ich nie powstrzyma. Przysięga to cudowny moment. Ślubujesz drugiej osobie, że mimo wielu przeciwności losu będziesz przy niej. Będziecie się wspierać i sobie pomagać. Piękne. Dla mnie osobiście większym wydarzeniem są tylko narodziny dziecka.
Czas się weselić.
Ślub trzeba uczcić. Jak tylko Ania z Oskarem poprosili mnie o fotografowanie ich ślubu, to od razu wiedziałem, że to będzie gruuuuuba impreza. Znałem połowę gości, wiedziałem, że lubią tańczyć po stołach i mają mocne głowy. Nie zawiodłem się. Bałem się tylko czy Ranczo u Budrysa to wytrzyma. Dali radę. A łatwo nie było!
Jak tylko na salę zajechali Państwo Młodzi, zerwał się silny wiatr. Zwiastował on rychłą burzę. Nikt nie spodziewał się, że tak rychłą. Ostatni goście musieli wbiegać na salę, by zdążyć przed deszczem. Mimo że przez kilkanaście minut lało jak z cebra, sala która składa się głównie z jednego wielkiego namiotu, poradziła sobie z nawałnicą. Można połączyć solidną konstrukcję z pięknym wystrojem.
Po tych wszystkich atrakcjach związanych z wejściem przyszedł czas na przepiękny taniec w chmurach. Dalej wszystko potoczyło się już błyskawicznie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wybiła północ. Ania odcinała wstążki, a Oskar klasycznie rzucał muszką. Gości ustawiali wieże z klocków i prezentowali nową modę. Jeszcze dłuuugo będę to wszystko pamiętał. Zobaczcie teraz, jak wygląda to na zdjęciach ślubnych.